Dwa tygodnie temu Polskę obiegła informacja o dzielnym 7-latku, który wykorzystując chwilę nieuwagi dziadka wyruszył samodzielnie w 12 km podróż do babci, w tym po ruchliwej drodze wojewódzkiej. Sprawa skończyła się szczęśliwie, ale warto szerzej zastanowić się nad wnioskami z niej płynącymi, związanymi z bezpieczeństwem i edukacją rowerową.
O sprawie i jej przebiegu mogliśmy przeczytać w wielu mediach, a także na stronie łódzkiej policji [zobacz], więc skupmy się na szczegółach.
Najpierw wiek. Jeżeli chłopiec miał ukończone 7 lat, mógł już sam i bez opieki poruszać się rowerem po drogach publicznych, o czym mówi art. 43 Ustawy Prawo o Ruchu Drogowym. Jadąc tam nie był jednak traktowany jako pieszy (wbrew temu co się powszechnie sądzi), gdyż definicja pieszego (art. 2 Ustawy PoRD) mówi o „osobie w wieku do 10 lat kierującej rowerem pod opieką osoby dorosłej”. Pamiętajmy więc, że osoba pomiędzy 7-10 rokiem życia jadąca rowerem bez opieki nie jest formalnie pieszym, ale też nie podchodzi jeszcze pod przepisy dotyczące kierujących rowerem i nie posiada karty rowerowej. To wszystko wpływa na miejsce, jakie powinna zajmować na drodze oraz na prawa i obowiązki, ale to jest temat na oddzielne opracowanie.
Odbiór społeczny i medialny całego zdarzenia w znacznym stopniu został ukształtowany przez fakt, że chłopiec w podróż wyruszył bez zgody opiekuna, odpowiednio się do niech przygotowawszy (kurtka, kask, znajomość trasy – zgodnie z informacjami medialnymi). To spowodowało, że wiele komentarzy skupiało się na docenieniu już posiadanych umiejętności (jazdy, topografii) mimo niskiego wieku i miało ogólnie pozytywny wydźwięk.
Pomyślmy jednak co byłoby w sytuacji odwrotnej – gdyby taki 7-latek pojechał sam za zgodą rodziców i gdzieś po drodze został zatrzymany na ruchliwej drodze poza miastem. Mielibyśmy nieodpowiedzialnych (lub jeszcze mocniej określonych) rodziców, żądania odebrania praw rodzicielskich i ogólnie publiczny lincz. Rykoszetem dostałoby się pewnie także samym starszym rowerzystom, którzy na drogach potrafią się zachowywać w przeróżny i niekoniecznie odpowiedzialny sposób.
Samo zdarzenie, zakończone bez żadnych negatywnych konsekwencji, okazało się na tyle niecodzienne, że spotkało się z bardzo dużym zainteresowaniem mediów. Tymczasem chciałbym oczekiwać, że kiedyś taka jazda nie będzie traktowana jako coś tak niezwykłego, a właśnie na tyle normalnego, że nie wymagającego niczyjej uwagi ani interwencji policji. I nawet jeżeli uznamy, że 7 lat, 12 km i podróż zamiejska to sporo jak na taki wiek, to miejmy na uwadze, że tak naprawdę chodzi o ogół młodych rowerzystów.
Po pierwsze dlatego, że jazda na rowerze uczy samodzielności i odpowiedzialności, jeżeli ma tylko solidne podstawy – rodziców/opiekunów, którzy sami jeżdżą i potrafią dziecko nauczyć nie tylko jeździć rowerem, ale też oceniać ryzyko na drodze. Edukacja systemowa jednak kuleje, gdyż o rowerach nie tylko mało mówi się w przedszkolach i szkole, ale jeszcze mniej praktykuje w formie wspólnych wycieczek i wyjazdów. Strach przed wypadkami i odpowiedzialnością jest tak wielki, że spotkanie rowerowej wycieczki w mieście graniczy z cudem (w przeciwieństwie do pieszej czy autokarowej).
Umiejętności nie zdobędzie też dziecko, które jest codziennie dowożone samochodem pod same drzwi szkoły lub gdy obserwuje rodziców jeżdżących niebezpiecznie i stwarzających zagrożenie dla innych niechronionych uczestników ruchu. A kierowców również trzeba edukować, gdyż każdy nawet uważny rowerzysta prędzej czy później znajdzie się na skrzyżowaniu czy przejeździe, gdzie może zostać rozjechany przez pędzącego nieodpowiedzialnego kierowcę.
Druga kwestia to infrastruktura. Brakuje zarówno chodników jak i dróg dla rowerów, stanowiących liniowe ciągi i to mimo miliardów złotych zainwestowanych w przebudowę dróg krajowych, wojewódzkich i powiatowych. W miastach jest lepiej, bo zwykle są tam chodniki, rozwija się sieć dróg rowerowych i prędkości są mniejsze, ale mówimy tu przecież o przejeździe z jednej miejscowości do drugiej. Mamy pieniądze na często zbędne i koszmarnie drogie ekrany, a dalej drogi o dużym natężeniu ruchu nie mają odseparowanej przestrzeni dla niechronionych uczestników ruchu. W Holandii czy Danii można jechać pomiędzy miejscowościami po asfaltowym ciągu rowerowym lub serwisowym, przeznaczonym dla powolnych uczestników. I dzieci i dorośli są tam bezpieczni, bo szybciej jeżdżące pojazdy znajdują się na równoległej jezdni.
Mój starszy syn ma obecnie 7,5 roku i jeździ na rowerze od 2 lat. W lipcu br. po raz pierwszy pojechaliśmy na kilkudniowy wyjazd sakwiarski, w większości po drogach lokalnych z małym ruchem, ale nie obyło się bez jazdy po drodze krajowej nr 28 (Medyka-Przemyśl) z marnym poboczem i pędzącymi samochodami. Daliśmy jakoś radę, asekurowałem go i stanowiłem dodatkowe zabezpieczenie w razie zachwiania czy wywrotki. Jednak obiektywnie patrząc, nigdy nie pozwoliłbym mu samemu pojechać rowerem po tej drodze nawet za kilka lat, nawet z dużo większymi umiejętnościami. Ale jednocześnie chciałbym, żeby możliwie szybko był w stanie jeździć rowerem samemu lub z kolegami dalej niż pod blokiem.
W szkole podstawowej jeździłem z kolegami na wyjazdy po kilkadziesiąt km poza Lublin, w tym po drodze wojewódzkiej nr 830 łączącej go z Nałęczowem. 25 lat temu było to dla mnie oczywiste, obecnie ta droga jest tak ruchliwa, że nawet mając duże doświadczenie w jeździe rowerem omijam ją z daleka.
Morał jaki płynie z tej historii jest jeden – polskie drogi nie są obecnie bezpieczne i gotowe na to, byśmy mogli bez obawy (pomińmy porwania i napady – te mogą się zdarzyć nawet pod blokiem czy domem) puszczać swoje dzieci na samodzielne wyjazdy, a samym dzieciom brakuje zarówno wiedzy jak i doświadczenia jazdy oraz oceny zagrożeń w warunkach ruchu drogowego jakie nie istniały w czasie młodości ich rodziców.
I jedno i drugie, najwyższy czas już chyba zmienić, ale nie tylko poprzez rozdawanie odblasków, ale czynienie dróg bezpiecznymi, jak to ma miejsce np. w Jaworznie i naukę umiejętności bezpiecznej jazdy.
Aleksander Wiącek – Fundacja Mobilności Aktywnej, koordynator Kampanii „Edukacja Rowerowa 2.0”
Bardzo przydatne rady, na pewno skorzystam!
Bardzo inspirujący artykuł, który przywołuje temat wolności i samodzielności dzieci w kontekście jazdy na rowerze. Ważne jest, abyśmy dali naszym dzieciom szansę na rozwijanie umiejętności i zapewnili im bezpieczne środowisko do tego. Cieszę się, że coraz więcej rodziców zdaje sobie sprawę, jak pozytywny wpływ ma taka aktywność na rozwój dzieci. Mam nadzieję, że więcej miast i społeczności podejmie działania w celu poprawy infrastruktury rowerowej i zapewnienia bezpiecznych tras dla najmłodszych.