#Zostańwdomu ale i #Wyjdźnarower – #Felieton 4

Ostatnie dwa tygodnie z koronawirusem całkowicie zmieniły polską rzeczywistość, a większość tych którzy nie muszą siedzi w domu. Sens kampanii #zostańwdomu nie podlega dyskusji, ale pamiętajmy że dla większości nie oznacza to zakazu wychodzenia. Dlatego też #wyjdźnarower, byle z rozsądkiem.

Ostatnie dni to okres ładnej przed-wiosennej pogody, co sprzyjać zaczęło wychodzeniu na świeże powietrze oraz wyraźnemu wzrostowi rowerzystów spotykanych zarówno w drodze do pracy, jak i po południu w celach rekreacyjnych.

Kwestia wychodzenia na dwór wywołuje bardzo duże emocje, zwłaszcza gdy w mediach oglądamy obrazki plenerowych grillów, gry w piłkę czy absolutnie niepustych parkowych alejek. W dyskusjach ścierają się zwolennicy całkowitego pozostawania w domach i tych, którzy nie zamierzają prowadzić pełnej izolacji. Trzeba tu pamiętać, że zakaz całkowity dotyczy jedynie osób objętych kwarantanną, za złamanie której grożą wielotysięczne kary finansowe.

Jeżdżę codziennie rowerem do pracy, a w tym tygodniu kolejny sezon zaczął starszy 8-letni syn. Ponieważ dorośli zasadniczo dobrze wiedzą na co można sobie pozwolić, zastanówmy się co obecna sytuacja oznacza dla dzieci i jak przy wyjściu na rower oddzielić głupotę od bezpiecznego rozsądku.

Środowa pierwsza w tym sezonie wycieczka rowerowa na obrzeża Lublina. Szukanie pustych dróg to podstawowy środek zabezpieczenia się przed koronawirusem.

Po pierwsze – ruch to zdrowie, a brak ruchu szkodzi organizmowi, co tym bardziej ma znaczenie gdy przerwa od szkoły trwa już ponad tydzień, a potrwa co najmniej cztery kolejne. I nie ma tu alternatyw, bo place zabaw, granie w piłkę, sale zabaw i wszelkie atrakcje gdzie dzieci mogą się wyszaleć są i pozostaną długo zamknięte.

Po drugie – epidemia koronawirusa to nie sytuacja po wybuchu w elektrowni jądrowej w Czarnobylu, gdy co do zasady przebywanie na dworze było niebezpieczne dla zdrowia i życia (o ile ktoś o tym wtedy wiedział). Powietrze mamy dalej albo dobrze przewiane i czyste albo zastałe i pełne szkodliwych substancji. Jeżeli już mamy się decydować by nie wychodzić na dwór, to bardziej przez szkodliwość samego smogu, a nie koronawirusa. Zarazić się można od innej osoby lub też dotykając zakażonych przedmiotów w miejscach publicznych więc wyeliminowanie tych dwóch czynników sprawia, że przebywanie na dworze jest bezpieczne.

Po trzecie – jeżeli musimy jeździć do pracy, a system zdalny nie wchodzi w grę, to i tak nie uciekniemy od podróży. Do wyboru jest spacer (gdy blisko), samochód (w miarę sterylny), komunikacja miejska (potencjalnie niebezpieczna, ale pomagają pustki) oraz rower. Rower łączy zalety samochodu (podróż indywidualna wobec komunikacji miejskiej) i jest dobry dla środowiska (pamiętajmy – w samochodzie jesteśmy bezpieczni, ale rura wydechowa to w dalszym ciągu spaliny, które ktoś inny będzie wdychać). Pewnym wyjątkiem są rowery publiczne – tu zalecać trzeba ostrożność, a już na pewno podróż we własnych rękawiczkach.

Po czwarte – jeżeli już wyjdziemy z domu/bloku i wsiądziemy na rower to pamiętajmy o jednym – nie jedziemy tam gdzie wszyscy wiedzą, że jest fajnie. Bo to właśnie tam będzie najwięcej ludzi, a to z kolei będzie już stwarzało zagrożenie i niweczyło cały sens walki z wirusem. Jeżeli w okolicy jest popularny zalew albo park, to pojedźmy gdziekolwiek indziej. Wybierzmy osiedlową lub wiejską lokalną drogę, gdzie spacerowiczów prawie nie ma. Pojedźmy do lasu poza utartym szlakiem turystycznym. Tam nie będzie zbyt wielu ludzi ani koronawirusa, co najwyżej ptaki i świeże powietrze.

Gdy zrobi się cieplej można będzie myśleć o plenerowych wyjazdach z namiotem, jeżeli tylko sytuacja nie ulegnie drastycznemu pogorszeniu. Wtedy ostrożność x2.

Po piąte – jedźmy sami albo w małym gronie, co najwyżej z domownikami z którymi i tak spędzamy większość czasu. Żadnych mas krytycznych (które organizatorzy i tak, co logiczne, odwołali), żadnych rajdów i większych ustawek. I najlepiej żadnej komunikacji zbiorowej – tu głównie chodzi o kolej. Gdy spotkamy kogoś na trasie, mijajmy się możliwie szerokim łukiem – nie jest to czas na integrację.

Po szóste – gdy jedzie z nami dziecko, postoje róbmy tam gdzie nie ma niczego – żadnych placów zabaw i innych miejsc, gdzie istnieje ryzyko kontaktu z wirusem. Szansa, że drzewo w lesie albo polana będą zakażone są absolutnie minimalne i to są odpowiednie miejsca na przerwę. Nawet na niedługi wyjazd warto zabrać własną wodę i coś do jedzenia, by nie trzeba było dziecka zabierać do sklepu.

Po siódme – idzie wiosna, ale to jeszcze nie lato. Nie planujmy z dzieckiem forsownych wyjazdów, na to przyjdzie pora gdy poziom zagrożenia spadnie. Teraz chodzi o podstawową dawkę ruchu i jakieś atrakcje, które pozwolą dzieciom nie zgłupieć w czterech ścianach.

Po ósme – miejmy ze sobą mokre chusteczki i środek do odkażania, po powrocie wszyscy myją ręce (oczywista oczywistość), a rękawiczki lub inne ważne elementy odzieży warto prać dużo częściej niż zwykle.

Zamiast godziny w czterech ścianach, 7 km spokojnego jeżdżenia.

Dlatego też – zachęcam do aktywności, ale z zachowaniem rozsądku i stosowaniem powszechnie znanych środków ochrony. #zostańwdomu, ale pamiętaj że dla organizmu leżenie non stop z książką czy siedzenie nad planszówkami na dłuższą metę nie będzie zdrowe (osobiście uwielbiam jedno i drugie, ale nie zastępuję nimi codziennego ruchu).

Aleksander Wiącek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *